środa, 2 stycznia 2013

Jak to się zaczęło

     Parę miesięcy wcześniej zanim się nadarzyła okazja i się zdecydowałem, moja córka namawiała mnie, żebym oddał krew jako honorowy krwiodawca. Właśnie któregoś dnia w listopadzie 2009 roku podbudowany, że robię coś dobrego poszedłem do specjalnego autobusu,. gdzie mogłem oddać 0,5 litra krwi. Po wypisaniu wszystkich ankiet, odpowiedzeniu na pytania, na które nie zawsze miałem jednoznaczną odpowiedź wbili mi dużą igłę, pobrali krew i dali paczuszkę z słodkościami i kawę.
Po wszystkim dumny z spełnienia dobrego uczynku wróciłem do domu żyjąc życiem zwyczajnym jak na mnie przystało.
     Za parę dni pewnego poranka dostałem list polecony, adresatem była Stacja Krwiodawstwa. Z treści listu dowiedziałem się, że muszę się obowiązkowo stawić do Stacji w celu omówienia moich wyników krwi. Tak też zrobiłem, miła pani doktor przyjęła mnie i przedstawiła mi informacje, które nic mi nie mówiły, nawet się nie wystraszyłem, bo nie wiedziałem, że to co było u mnie pozytywne, czyli HCV stanowi dla mnie jakieś zagrożenie. Przypuszczam, że takich jak ja i z taką wiedzą na temat HCV istniało i istnieją tysiące.
    Po gruntownej lekturze wszelakiej informacji na temat HCV mój niepokój narastał wraz z przyswajaną wiedzą. Pojawiły się pytania na które do tej pory nie mam odpowiedzi. Gdzie i kiedy się zaraziłem? Jak długo ten wirus siedzi we mnie? Od kiedy moje samopoczucie było inne? itd itd
   Mój wiek to zaawansowana czwórka z przodu, to w czasie miałem co wspominać. I wspominałem bez żadnego efektu.
  Najważniejsza wiedza jaką posiadłem i na tym postanowiłem się skupić to to, że można się z tego wyleczyć. Więc do dzieła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz