piątek, 4 stycznia 2013

Zanim nastąpiło leczenie

Moja pierwsza wizyta w poradni chorób zakaźnych trwała dosyć krótko, polegała na zarejestrowaniu się, założeniu kartoteki, krótkiej rozmowie i informacji "czekać, będziemy dzwonić". Czekałem 4 miesiące. Zgłosiłem się do poradni na jedną z wizyt, tam mi wyznaczyli datę pójścia do szpitala na badania i przeprowadzenie biopsji wątroby.
   W maju 2010 roku zaczęła mi się poszerzać wiedza na temat stanu mojej wątroby i wirusa typu C.
Biopsja wykazała że moja wątroba nie ma jeszcze marskości ale stopień przed czyli 3, genotyp 1 najbardziej popularny w europie i najtrudniej go wyleczyć.
   Sam zabieg biopsji nie trwał długo bo polegał na wkłuciu długiej igły w przestrzeń między żebrami do wątroby i pobraniu próbki z niej. Było to trochę dziwne bo wkłuli mi się w prawy bok, a zabolało mnie w lewym obojczyku. Po zabiegu kazali leżeć dwie godziny na boku. Po wyjściu za szpitala dostałem informację "czekać,  zadzwonimy"
   Czekałem 5 miesięcy. Dzwoni telefon, "w połowie września może Pan podjąć leczenie, NFZ przeznaczył większą pulę pieniędzy na program leczenia HCV"
Pojechałem do szpitala, tam seria badań, USG, EKG, mierzenie, ważenie, Badanie krwi na ilość wirusa czyli wiremie przeprowadziłem wcześniej, bo na wyniki się czeka do miesiąca.
Stan mój zdrowia określili jako zadowalający prócz wątroby.
Pierwsza dawkę interferonu i rybawiryny przyjąłem 28 09 2010 r

Chcę przypomnieć, że działo się to ponad dwa lata temu i nie wszystkie szczegóły zapamiętałem.

Piszę te wszystkie rzeczy, bo w owym czasie nie znalazłem w internecie, jak szukałem, odczuć ludzi co przechodzili to samo co ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz